włóczka: Magic, YarnArt
skład: 100% wełna
kolor: 601 i 473
szydełko: 4,5mm i 5mm
No, w końcu są.
Kolejne kocie czapki, to wersje nieco ulepszone. Pomyślałam, że warto nieco urozmaicić robótki. Nawet, jeśli sam melanż sprawia, że czapka wygląda ciekawie. Lubię twórczy nieład, odrobinę chaosu, przypadkowości. Jeśli robię coś prostego, nie chcę, żeby było nudne, zarówno wizualnie, jak i podczas pracy.
Jeśli idzie o włóczkę, to jestem bardzo zadowolona. Chętnie współpracuje, nie rozłazi się, nie rwie, a motki są przyzwoicie zwinięte. Można robić i od początku, i od "bebechów", bez obaw o kołtun pod koniec motka. Jedyny minus, to włochatość. Włóczka, ma nieco włosków, nie jakoś przeraźliwie dużo, ale wystarczająco, by znacząco utrudnić prucie. W końcu to wełna i pewnie nie powinnam narzekać, ale łatwość prucia jest dla mnie ważna. Ostatecznie jednak całość wypada bardzo pozytywnie.
Obawiałam się, że włóczka może gryźć. Nawet, jeśli innych nie gryzie, ja jestem na to bardzo wyczulona. Takie moje szczęście. Bogowie, jednak, okazali się łaskawi i tragedii nie ma.
Pomaga też robienie większym szydełkiem, ale głupia ja, zaczęłam od mniejszego. Dopiero przy drugiej czapce pomyślałam. Ktoś mógłby powiedzieć, że pół milimetra, to żadna różnica, a jednak... Szydełkomaniacy wiedzą. Mimo to, nie będę pruła fioletowej czapki. Nie umrę od niej, no i robiłam ją chyba tydzień, dopasowując ściegi do zmieniających się kolorów.