włóczka: Kotek
skład: 100% akryl
szydełko: 2,5mm
Przeglądając niedawno pudło z włóczkami, odkryłam zalegające motki Kotka. Może niektórzy z Kotka robią, ale osobiście uważam, że jest to najgorsza włóczka, która miałam nieprzyjemność posiadać. Akryl najpodlejszego sortu, a ja w ogóle już akryle omijam, nie tylko te parszywe.
Skrzypi to na szydełku, jest sztywne, ani ziębi, ani grzeje, szybko się mechaci i brudzi, a po praniu wygląda strasznie.
Jak to się stało, że te motki u mnie się znalazły, skoro tak nimi pogardzam? Po prostu jest jedną z trzech kiepskich włóczek, które można kupić w pasmanteriach w mojej mieścinie. Świeżaki się nabierają i ja się nabrałam. Dlaczego pasmanterie się lepiej nie zaopatrzą? Nie wiem.
I co z tym zrobić? Wyrzucić szkoda, bo wszystko można wykorzystać, przecież. Nikomu tego badziewia wciskać nie chcę.
Po długich rozmyślaniach postanowiłam porobić z tego małe amigurumi, takie na breloczki. Uznałam, że się do tego nadaje, od biedy.
Od czego ja mogłam zacząć? No? Oczywiście od kotka :3
Schemat pisany po amerykańsku >>
tu<<
Amigurumi nie robiłam od lat. Z resztą, nigdy się tym jakoś specjalnie nie zajmowałam, zrobiłam dwa breloczki i dwie maskotki. Nie znaczy to, że mi się nie podoba, bo szalenie mi się podoba. Nie lubię tylko robić ciągle tych samych elementów, ja w ogóle nie bardzo lubię robić z elementów.
Ale postanowiłam, że to jedyna opcja.
Niestety, w związku z tym, że nie robię maskotek, nie mam pod ręką oczek do nich. W przypływie wiary w swoje umiejętności postanowiłam wyhaftować pyszczek.
No i własnie. Ładny haft wymaga godzin praktyki. Ponadto, haftowanie na szydełkowej robótce jest dodatkowo trudne, ze względu na fakturę robótki.
Dlatego kiciuś ma oczy różnego rozmiaru, krzywe i smutne.
Do następnych maskotek zamówię już oczka i będzie lepiej :)
Do tego za bardzo go wypchałam i nie chce siedzieć prosto.
Ach i oczywiście przyszyłam ogon ze złej strony ;p
Zaliczyłam wszystko, co mogło zostać zrobione źle.