sobota, 13 lutego 2016

ocieplacze

włóczka: Magic, YarnArt
skład: 100% wełna
kolor: 601
szydełko: 5mm


O ocieplaczach na ręce zaczęłam myśleć jakoś na jesieni. Właściwie to może nawet troszkę wcześniej, kiedy zdecydowałam się wypróbować ponczo. Dlaczego zajęło mi to tak długo? Bo jestem niezdecydowana i chciałam wszystko na raz. Jedyne, co wiedziałam na pewno, to to, że włóczka ma być melanżowa i choć trochę wełniana.
Obejrzałam tysiące zdjęć ocieplaczy, szukając inspiracji na wzór, co chwilę odwiedzałam różne pasmanterie w poszukiwaniu tej idealnej włóczki.
W końcu się udało.
Samo tworzenie przebiegło szybko i sprawnie. Wystarczyło jedno popołudnie i moje ocieplacze były gotowe. Niestety, zrobiło się znów zbyt zimno na moje ponczo, więc muszę trochę jeszcze poczekać.



Zdecydowałam się na ocieplacze, zamiast mitenek (które umiłowałam szczerze), ponieważ jest to coś, czego jeszcze nigdy nie miałam. Podoba mi się możliwość odsłonięcia lub zakrycia dłoni.
Chciałabym, w przyszłości, zrobić jeszcze kilka par różnych ocieplaczy, bo te pierwsze bardzo mi się podobają.



niedziela, 7 lutego 2016

kolejne kocie

włóczka: Magic, YarnArt
skład: 100% wełna
kolor: 601 i 473
szydełko: 4,5mm i 5mm

No, w końcu są.


Kolejne kocie czapki, to wersje nieco ulepszone. Pomyślałam, że warto nieco urozmaicić robótki. Nawet, jeśli sam melanż sprawia, że czapka wygląda ciekawie. Lubię twórczy nieład, odrobinę chaosu, przypadkowości. Jeśli robię coś prostego, nie chcę, żeby było nudne, zarówno wizualnie, jak i podczas pracy.



Jeśli idzie o włóczkę, to jestem bardzo zadowolona. Chętnie współpracuje, nie rozłazi się, nie rwie, a motki są przyzwoicie zwinięte. Można robić i od początku, i od "bebechów", bez obaw o kołtun pod koniec motka. Jedyny minus, to włochatość. Włóczka, ma nieco włosków, nie jakoś przeraźliwie dużo, ale wystarczająco, by znacząco utrudnić prucie. W końcu to wełna i pewnie nie powinnam narzekać, ale łatwość prucia jest dla mnie ważna. Ostatecznie jednak całość wypada bardzo pozytywnie.



Obawiałam się, że włóczka może gryźć. Nawet, jeśli innych nie gryzie, ja jestem na to bardzo wyczulona. Takie moje szczęście. Bogowie, jednak, okazali się łaskawi i tragedii nie ma.
Pomaga też robienie większym szydełkiem, ale głupia ja, zaczęłam od mniejszego. Dopiero przy drugiej czapce pomyślałam. Ktoś mógłby powiedzieć, że pół milimetra, to żadna różnica, a jednak... Szydełkomaniacy wiedzą. Mimo to, nie będę pruła fioletowej czapki. Nie umrę od niej, no i robiłam ją chyba tydzień, dopasowując ściegi do zmieniających się kolorów.